Planowałam wpis. Więc będzie wpis. Choć uparte dziecko próbuje udowodnić mi, że sen jest dla słabych, w związku z czym ono dzisiaj nie śpi. I w związku z czym wpisu nie będzie. Nu nu nu, kochanie, zobaczymy kto górą. Odpuściłam lulanie, Młodszak chodzi wokoło i się cieszy, a ja..
Poród może być piękny
Pamiętam tak dobrze oba porody. Myśląc o obydwóch jestem wdzięczna ludziom, którzy wokół mnie byli. Jestem wdzięczna za życie moich dzieci. Ale to jednym myślę częściej ze wzruszeniem. Myśląc o drugim, nie bardzo wiem, co mam myśleć, więc wolę o nim myśleć jak najrzadziej;P
35 tydzień, pierwszy poród, skurcze niemal bez przerwy, rozwarcie na trzy palce i zamieszanie związane z moimi wskazaniami do cesarskiego cięcia. Byłam w tym wszystkim zupełnie zagubiona i oszołomiona. Tym bólem, którego jeszcze nie znałam, strachem, niepewnością, co dalej. Przyszedł mój mąż, przyszła położna założyć cewnik, a kiedy podskoczyłam z bólu, to stwierdziła przy mnie i przy moim mężu:
-To panią boli? Ja nie wiem, jakby pani naturalnie miała rodzić?
A kiedy leżałam już na sali operacyjnej, podłączana do tych wszystkich monitorów i urządzeń, zwijałam się z bólu i czekałam na anestezjologa, usłyszałam jak uprzejme położne, wcale się przede mną nie kryjąc, szepczą sobie jedno zdanie:
-Ty zobacz, co za szczęście że ona ma cesarkę, ciekawe jak ona by urodziła naturalnie?
Chciało mi się płakać. Zacisnęłam zęby i pomyślałam że muszę wszystko wytrzymać- dla dziecka. Te kąśliwe uwagi też. Zaraz przyszedł anestezjolog, kilka razy odetchnęłam głęboko przez maseczkę i już nie pamiętam nic.
Kurtyna.
Są osoby, którym wszystko jedno, czy dziecko przyjdzie na świat drogami natury, czy przez cesarkę. Są takie, które cesarki boją się dużo mniej i za nią są gotowe nawet zapłacić. Nie oceniam, każdy ma swoje lęki, przeżycia, swoją własną drogę. Ale ja chciałam rodzić naturalnie. Chciałam choć próbować. Chciałam, ale nie wyszło. I to jedno zdanie które wtedy usłyszałam siedziało w moim sercu bardzo długo.
20 miesięcy później dostałam możliwość odpracowania tej straty.
28 tydzień, drugi poród, skurcze niemal bez przerwy, rozwarcie na trzy i pół palca i zamieszanie związane ze skrajnie przedwczesnym porodem. Byłam przerażona i obolała, że w jednym momencie miałam ochotę błagać o cesarkę, mimo że poprzednio źle ją przeszłam. W końcu lepszy diabeł znany niż nie znany. Ale nic nie powiedziałam. Bo jej tak naprawdę nie chciałam.
-Dziecko jest już bardzo nisko, bezpieczniejszy będzie dla niego poród naturalny…
-Tak. Dobrze… -odpowiedziałam. I choć był strach, było przerażenie, wszechogarniający ból i niepewność, to odetchnęłam z ulgą, że drugi raz już nie będę przechodzić tego samego. Jednak lepszy diabeł nieznany niż ten znany.
I też byłam przerażona, i jeszcze bardziej niż wtedy zagubiona, i też nie wiedziałam jak dam radę, ale złapałam położną za rękę, a ona mnie trzymała, i…
A po tym wszystkim, usłyszałam jak położna mówi do mojego męża:
-Pana żona była bardzo dzielna i świetnie sobie poradziła!
Znów kurtyna.
Znów- jedno zdanie. Ale ono uczyniło mój drugi poród pięknym, mimo wszystkich problemów.
Młodszak poległ:) Wreszcie…
I wiecie co? gdybym miała rodzić jeszcze kiedyś… to oczywiście, wolałabym naturalnie… cesarka jawi mi się jako koszmar do tej pory… ale gdyby przyszło jednak cc, to pogodziłabym się z tym bez żalu. Bo czuję, że coś sobie odpracowałam. Zyskałam nowe doświadczenie, wiem, jak to jest, kiedy dziecko przychodzi na świat i… udowodniłam sobie, że tamte położne wtedy się myliły. Dałam radę urodzić naturalnie. Potrzebowałam tylko wsparcia. I jestem im wdzięczna za to, że otaczały mnie opieką tak, jak umiały, ale szkoda, że nie wykazały się wrażliwością, dzięki której i tamten poród musiał być mimo wszystko piękny.
Ale, ale. Do rzeczy. Jeśli ten mój pierwszy porodowy opis coś Ci przypomina, albo się w nim jakoś odnajdujesz, Droga Czytelniczko, to jest dla Ciebie propozycja:) O taka. Ona zresztą jest inspiracją dla tego wpisu:) Fundacji Filome dziękuję za informację!
Cisza… Dzieci śpią. Spokój w sercu, w duszy… Bóg prowadzi.
Piękny tekst. Czy ja się kiedyś Pani jakoś odwdzięczę za budowanie we mnie słów wiary?
Jak ja rozumiem ten wpis Emilko… Tyle, że u mnie nie poród, a karmienie piersią, było taką traumą i tematem do odpracowania. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile swoimi uwagami, mogą zrobić krzywdy… Jak będę miała chwilę, to rozwinę to ostatnie zdanie, pozdrawiam.
Zwłaszcza ludzie, którzy powinni jakby pomagać i wspierać, nie?
Ja z karmieniem piersią też miałam dość podobnie. Jedna położna okrzyczała mnie, że na taką ilość siary nie opłaca się jej otwierać inkubatora i mam się bardziej postarać iprzynieść więcej. Nie wiedziała, że ja te kilka kropli ściągałam z godzinę i po prostu nie miałam więcej. Wróciłam na oddział wylałam co miałam do zlewu i już więcej tego dnia nic nie zaniosłam.
Ale tą stratę już udało mi się nadrobić przy Antośku, bo koniec końców karmiłam wyłącznie piersią przez 6miesięcy a potem dalej do 15miesiąca.