„Ta opowieść to odrobina mojego życia „pod górkę”. Opisałam to wszystko, choć to bardzo intymna jego część i nie jest łatwo się nią dzielić. Miałam tak wielkie pragnienie, by coś zrobić z tym bagażem cierpienia, by je przemienić, jego owoc rozmnożyć, dać coś z siebie, by ktoś mógł z tego skorzystać. Chciałam opisać moje cierpienie, by ktoś mógł się w nim odnaleźć, wypłakać, poczuć zrozumianym. Ale przede wszystkim jest to historia o nadziei. I tą nadzieją chciałabym zarażać. To opowieść o cudzie, który Ktoś dla mnie ewidentnie przygotował i ma takich w zanadrzu miliony. Bo moje macierzyństwo to CUD!”
Magdalena Lisiakiewicz
Czekałam na tą paczkę niecierpliwie. Odpakowałam szeleszczący papier i… jest! Wiedziałam, że ta książka to będzie częściowo moja historia. Czytałam gotując obiad, bawiąc się z Antkiem i kołysząc Adasia do snu. Tego samego dnia wieczorem skończyłam, ale długo jeszcze do niej wracałam myślami.
„Pod sercem mamy” Magdaleny Lisiakiewicz to opowieść o mamie, która jak nikt wie, że nieodłączną częścią macierzyństwa jest cierpienie i ból… ale wie też, że inną nieodłączną jego częścią jest nadzieja i radość. To również historia o ludziach najmniejszych i najbardziej bezbronnych- ale przecież tak mocno kochanych i upragnionych. Wszystkich tych uczuć o których pisze autorka- od oczekiwania, poprzez lęk i niepokój, walkę i nadzieję, chwile załamania i radości, aż do szczęścia- doświadcza chyba każda mama, choć oczywiście w różnym stopniu i konfiguracji. W „Pod sercem mamy” wszystkie te elementy splatają się w opowiadanie o doświadczeniu macierzyństwie niezwykle trudnego- naznaczonego przez dwa poronienia, dwukrotną walkę o utrzymanie ciąży, walkę o życie wcześniaka z 25 tc i jego śmierć, aż wreszcie- walkę o kolejne dziecko narodzone w 27 tc i radość z macierzyństwa doświadczanego wreszcie nie tylko od tej bolesnej strony.
To nie była łatwa lektura. Przeczytałam ją jednym tchem, odnajdując się w niej doskonale, bo to było coś, co czułam i czego sama doświadczyłam przecież jeszcze nie tak dawno. Ubrane w słowa lęki i wreszcie nazwane uczucia. Bardzo prawdziwa jest ta opowieść, gwarantuję, że w pewnym stopniu odnajdzie się w niej mama każdego wcześniaka. Gwarantuję też, że jeśli spotkacie jakąś mamę wcześniaka i będziecie chcieli zrozumieć, jak ona się czuje, to czuje się dokładnie tak, jak opisała to Magdalena. Ale te uczucia i lęki to również wspomnienia. Dużo wspomnień, bardzo trudnych wspomnień. Potrzebowałam czasu, żeby to „przetrawić”, więc recenzję książki przekładałam i przekładałam:) Dzisiaj już dojrzałam do tego, żeby powiedzieć, że choć bardzo przeżyłam tą opowieść, to było jednak dobre przeżycie. Zajrzenie w głąb swojego serca. I rzeczywiście poczucie bycia zrozumianym. Wreszcie.
Lektura tej książki to również przypomnienie tej prawdy, że Bóg pisze prosto po krzywych liniach naszego życia;) I że na końcu zawsze jest On i Jego miłość. Mimo trudności, On jest, czuwa i prowadzi. I przygotowuje cuda. A kiedyś, już po drugiej stronie życia, kiedy podejdziemy do Niego i zapytamy, czemu nasze życie wyglądało tak, a nie inaczej, wyjaśni nam wszystko z miłością i pozwoli zrozumieć… I mi, i Magdalenie, i każdemu z Was.
Książkę „Pod sercem mamy” polecam. Choć uprzedzam, że to nie jest opowieść łatwa i przyjemna, zwłaszcza dla tych, którzy podobne historie mają za sobą. Może jednak stać się pretekstem, by wiele spraw w swoim sercu sobie uporządkować i poukładać.
Ps: Zdradzę jeszcze, że autorka książki prowadzi bloga: malinscy.blogspot.com . Doczekała się również narodzin drugiego dzieciaczka. Bóg jest wielki! 🙂