Co ma odwaga do modlitwy? Czy odwaga jest potrzebna, by się modlić?
Czasem to pytanie przewija się w kontekście wspólnej modlitwy małżonków. Przecież wspólna modlitwa to też odkrywanie swojego wnętrza nie tylko przed Panem Bogiem, ale i także przed współmałżonkiem. Dlatego często przychodzi z trudnością, nawet osobom bardzo zaangażowanym religijnie.
A co z modlitwą z dziećmi? Czy ona nie wymaga odwagi? Czy przychodzi ot tak, bez pracy, bez trudności, o, po prostu, modlimy się i nasze dzieci też wtedy się modlą?
Kiedy dostałam od eSPe do recenzji książkę „Modlitwa w rodzinie. Siedem prostych sposobów, jak modlić się z dziećmi” byłam nastawiona trochę sceptycznie. Nie tak dawno wróciliśmy z rekolekcji, gdzie przewijała się myśl, że dzieci się nie uczy modlić- tylko modli się razem z dziećmi. Oczywiście moja skłonność do doszukiwania się dziury w całym domaga się również, bym uznawała wartość tradycyjnego sposobu uczenia pacierza- ale nie zmienia to faktu, że jednak miałam wątpliwości, czy ta książka ma mi coś do zaproponowania.
Tymczasem naprawdę mnie zaskoczyła i wiele z niej zaczerpnęłam i czerpać jeszcze będę. Bo prawdą jest, że dzieci uczymy modlitwy przede wszystkim modląc się razem z nimi czy przy nich- ale wiele jest form modlitwy, której im nie przekazujemy, z prostej przyczyny- bo modlimy się nimi w ciszy swoich serc. I tak u mnie nikt do tej pory nie wiedział, że rozpoczynając dzień zwracam zawsze oczy ku Matce Bożej Licheńskiej, której obraz wisi nad naszym łóżkiem i nikt nie wiedział, że codziennie na nowo powierzam Jej naszą rodzinę. A może warto, mówić o tym na głos, żeby jednak dzieci o tym wiedziały?
Mam niesamowity sentyment do śpiewania pieśni religijnych w ciągu dnia i modlitwy różańcem przy pracy. Wiem doskonale, skąd to wyniosłam- od swojej mamy, która się właśnie tak modliła. Jako dziecko chłonęłam te wzorce całą sobą. Uwielbiam polskie nabożeństwa Gorzkich Żali, majowe czy czerwcowe, bo chodziliśmy na nie z rodziną. A jakie wzorce chciałabym przekazać swoim dzieciom?
Książka „Modlitwa w rodzinie” to tak naprawdę książka o odwadze- odwadze dzielenia się z dziećmi swoją więzią z Bogiem. Jest propozycją wprowadzania dzieci również do tych, jakby się mogło wydawać, „dojrzalszych” form modlitwy- modlitwy w ciszy, medytacji Pisma świętego, ofiary czy rachunku sumienia. Ja sama piszę książki z wyjaśnieniami Pisma Świętego dla dzieci, wydawałoby się, że nie unikam trudnych tematów- a jednak do głowy mi nie przyszło, żeby własnemu trzyletniemu synowi przeczytać jakiś fragment z Pisma świętego. Bo to przecież jeszcze dzieciuch taki i nic nie zrozumie z tego trudnego języka. Po czym spróbowałam. I zszokowało mnie to, jak trzyletnie dziecko chłonie Słowo. Jak zapamiętuje i wyciąga wnioski z mojego krótkiego komentarza. I jak sam się dopomina o fragment o Jezusie.
Naprawdę warto sobie uświadomić, jak wiele mamy naszym dzieciom do zaproponowania. Warto szukać inspiracji dla nich… i dla siebie. Warto się odważyć, by pokazać im swoją wiarę- może się okazać, że one mają jej w sercach jeszcze więcej niż my.
A dla tych, których książka zainteresowała, mam konkurs:) Podzielcie się w komentarzu swoim doświadczeniem modlitwy. Może to być wspomnienie z domu rodzinnego, Wasze ulubione modlitwy, czy też wpis o tym, jak modlicie się z dziećmi- pełna dowolność:) Wśród autorów komentarzy wylosuję jedną książkę „Modlitwa w rodzinie”, a być może dorzucę jeszcze jakiś gratis od siebie? 🙂 Na komentarze czekam tydzień- do 13lipca do 24:00. Czas start!
Ps: autoryzacją komentarzy się nie przejmujcie 🙂 Wystarczy wpisać „jestem czlowiekiem” (przez l) :)))
Powodzenia!
Ja może nie tyle podzielę się doświadczeniem na temat modlitwy, ale bardzo pięknym i wzruszającym zdarzeniem sprzed kilku dni. Rozmawiamy z naszym niespełna 5ciolatkiem i mówimy mu, że jest dla nas najważniejszy, na co syn odpowiada:
– Nie! Zapamiętajcie sobie: Pan Jezus jest najważniejszy!
<3
Córki początkowo uczyłam modlitwy tradycyjnie – powtarzały za mną aż umiały ją na pamięć. Pamiętam potem satysfakcję każdej z nich kiedy całą modlitwę potrafiły powiedzieć samodzielnie.
Teraz modlimy się razem z dziećmi co wieczór. Wiem jakie to ważne choćby stąd, że już kilkukrotnie przy spowiedzi ksiądz pytał czy modlimy się razem całą rodziną, podkreślając jakie to ważne.
Mój synek skończył 2 latka, kiedy nauczyłam go takiej modlitwy : Dziękuję Ci Boziu za wszystko, co mam, mamusie, tatusia i proszę Cie o zdrówko dla całej mojej rodziny i o duzo zabawek 🙂 Mozecie sobie wyobrazic usmiech i radość u takiego malucha, ktory najbardziej skupił sie na zabawkach i codziennie prosi o nie Bozie 🙂 Dzięki tym „zabawkom” chetnie mówi pacierz 😉 mysle, że to był dobry pomysł na rozpoczęcie rozmowy z Bogiem 🙂 Teraz ma juz 3 latka i zaczelismy uczyć sie pięknej modlitwy „Ojcze Nasz”, nie idzie nam tak super jak przy tej pierwszej ale nie jest zle…. pomalutku, a do celu 😉 pozdrawiam serdecznie , Chwała Panu !! 😉
Moja córka miała może 7 lat, gdy moja najmłodsza siostra wybierała się na studia, to było jeszcze w czasach egzaminów wstępnych. No i modliliśmy się z dziećmi o to, by ciocia Ania zdała egzaminy. W dzień ogłoszenia wyników mówię do młodych ” idziemy do Babci, dowiemy się, czy ciocia dostała się na studia” . Córka z oburzeniem,że mam wątpliwości ” przecież się modliliśmy” . Dotarło do mnie wtedy , co to jest wiara dziecka. I też strach się pojawił,że trzeba będzie wytłumaczyć, że Pan Bóg to nie automat do kawy ” wrzucasz monetę i przycskasz odpowiedni guzik by wyleciało, co chcesz”
Komentarz od Tomka:
Tak to już jest, że najbardziej zaskakują książki… takie zwyczajne 🙂 Ostatnio tak miałem także z pewnym tytułem, który – mimo niepozorności – okazał się genialny.
My bardzo często – jako rodzice – mimo oczywistej oczywistości nie zdajemy sobie sprawy, że dzieci, które obserwują i naśladują nas, patrzą też (nieświadomie) na tą sferę dotyczącą wiary i praktyk religijnych. Czyli: czy mama i tata „mówią paciorek”, chodzą do kościoła, biorą udział w życiu parafii itp. Jeśli nie – dość zabawnie potrafi to wyjść na jaw np. przy przygotowaniu do I Komunii, kiedy małe dzieci otwarcie mówią, że np. się nie modlą, do kościoła czasami pójdą – i widać wtedy, jak to wygląda z relacją z Panem Bogiem w domu. Tu nie chodzi o utyskiwanie i narzekanie „aaa, ci to są tacy i owacy”. Po prostu takie sytuacje obnażają pewne rzeczy i pokazują, jak się one faktycznie mają. Są o tyle dobre, że umiejętna rozmowa z rodzicem w tego rodzaju sytuacji może pomóc uświadomić sobie, że maleństwo na początku przede wszystkim potrzebuje świadectwa jego, rodzica właśnie, i pomocy w tej modlitwie (oczywiście, mam na myśli takich rodziców, którzy modlili się i ta praktyka z jakiegoś powodu po prostu zanikła – zdarza się; choć nie można wykluczyć także sytuacji, kiedy rodzic sam nie mający doświadczenia „narzucania się Bogu” w modlitwie zdecyduje po prostu nauczyć tego dziecka, aby ono samo mogło mieć ten wybór i kiedyś po prostu, gdy podrośnie, zdecydować, czy będzie się modliło czy nie).
Dla mnie, hm, to też nigdy nie było tak, że czułem potrzebę jakiegoś uzewnętrzniania tej postawy i czasu modlitwy w domu. Po prostu się modlę: rano i wieczorem, często leżąc w łóżku. Wydaje mi się, że ta postawa jest trochę wtórna do samej modlitwy. Różaniec mówię zwykle w drodze w ciągu dnia, czasami brewiarz (coraz częściej w formie aplikacji mobilnej, też w drodze – nie z książki).
Mnie nasz D. rozczulił ostatnio w górach – kiedy sam z siebie, widząc kapliczkę, po prostu podszedł, przeżegnał się i zmówił „Aniele Boży”, po czym pomachał do figurki Maryi i poszedł dalej.
Moje doświadczenie modlitwy? Hmm uwielbiam w górach, na powietrzu, przy małym kościółku czy zarośniętej kapliczce. Jak to ktoś mądry powiedział w kontekście gór: „jeśli Pan Bóg jest, to właśnie tak: w tej przestrzeni” 🙂
Ulubiona modlitwa? Chyba ta, przypisywana Ignacemu z Loyoli: „Przyjmij, Panie, całą moją wolność; przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam i posiadam, Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę”. Powtarzam ją często, w różnych sytuacjach 🙂
Kochani, jeśli ktoś jeszcze ma problem z zostawieniem komentarza, niech pisze na maila 🙂 Ja ze swojej strony postaram się wkrótce zrobić porządek z tą autoryzacją.
Modlitwa to przede wszystkim obecność – bycie z Jezusem. To jest świadomość, że tak samo, jak namacalnie ja jestem tu i teraz, tak sam Bóg żywy jest ze mną. Ale nie jest to zwykła świadomość. Gdy na co dzień wiem, że coś się dzieje, że coś ma swoje miejsce w czasie i przestrzeni, umiem to wychwycić zmysłami. Widzę ruch, słyszę dźwięk. Świadomość obecności Pana Boga to coś innego – odczuwanie nienazwaną częścią swego człowieczeństwa. Mam w sobie coś takiego – duszę – że ona pozwala mi zatopić się w Bogu. Zatopić się w Bogu to przede wszystkim zanurzyć się w Miłości. To zanurzenie jest modlitwą. Ma ona tu na ziemi swoje miejsce i swój czas – a jednocześnie jest tajemniczym połączeniem z rajem poza czasem i poza przestrzenią. Jakaś część mnie woła do wieczności z niezwykłą świadomością, że w raju jest odpowiedź. Jak Bóg da, usłyszę ją szybko, modląc się tu i teraz. Natomiast wszystkie odpowiedzi zostaną zapisane w niebie, gdzie czeka na mnie miejsce – miejsce czytania odpowiedzi i odkrywania, jaką cudowność niosły ze sobą wszystkie te ciche modlitwy serca bijącego jeszcze na ziemi.