W Polsce okres przeżywania świąt Bożego Narodzenia trwa dłużej niż wymaga tego okres liturgiczny. Kocham ten czas i rozkoszuję się nim, bo Tajemnica Wcielenia jest tak piękna i rozległa, że i tak do jej rozważenia w pełni braknie czasu.
Radośnie świętujemy narodziny Miłości. Zapominając jednocześnie, że ten czas dla Świętej Rodziny był pewnie przede wszystkim czasem TRUDNYM i BOLESNYM. To historia ciężkiej wędrówki. Upokorzenia i odrzucenia, kiedy zamykały się przed nimi kolejne drzwi i nie znalazł się nikt, kto chciałby przyjąć ich do swojego domu. To historia bóli porodowych, bez pomocy, bez wsparcia życzliwej położnej, na środku stodoły, wśród zwierząt, w brudzie. Historia zmęczenia, wyczerpania po porodzie w trudnych warunkach. A potem- historia strachu i lęku- i ucieczka z maleńkim, dopiero co narodzonym dzieckiem, do Egiptu. Czy jesteśmy w ogóle w stanie wyobrazić sobie, jak ciężka była to w tamtych czasach podróż i jak wielki trud dla Maryi?
Gdzieś tam w głowie mamy wyidealizowany obraz świętych. Przecież Maryja musiała mieć więcej siły niż my, przecież musiała mieć więcej łaski. W końcu była Matką Boga! Ale przecież rodząc swojego Syna, nie znała ona przyszłości. Nie rozumiała tego, co się wokół dzieje, Pismo święte mówi, że „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała w swoim sercu”. Nie znała sensu tego wszystkiego… Była zwyczajną kobietą i tak jak każda inna matka cierpiała przy porodzie, przechodziła połóg i martwiła się o bezpieczeństwo swojego Syna. Rozważała wszystko w swym sercu, ale wtedy jeszcze nie wiedziała, jak potoczy się ich życie i jaki w tym cel…
A my byśmy chcieli ten obraz wybielić, upiększyć. Stajenka wcale nie była uboga, gwiazda pięknie świeciła na niebie, i jeszcze wokoło padał bielutki śnieżek. Bajka!
Takim też byśmy chcieli widzieć nasze życie. Wybielone, upiększone. I nie bardzo chcemy pogodzić się z faktem, że cierpienie jest na stałe wpisane w życie i nie ma od niego ucieczki.
Cierpienie i trudności to temat tabu dzisiejszego świata. Od tego się ucieka, to budzi lęk. Szukamy sposobów, by jakoś obejść, ominąć cierpienie. I z jednej strony to dobrze, że świat daje nam tyle możliwości ucieczki. Środki przeciwbólowe łagodzą ból fizyczny, a terapia psychiczny. Ale z drugiej- boimy się jakichkolwiek przeszkód, małżeństwa przy pierwszych trudnościach rozwodzą się, starszych ludzi oddajemy do domów opieki, a śmierć napawa nas nieopisanym lękiem.
Tajemnica Bożego Narodzenia pozornie tylko jest odległa od Tajemnicy Krzyża. W bólu człowiek przychodzi na świat i w bólu umiera. Ból towarzyszy mu całe życie, jednak ten ból, to cierpienie, jest tak naprawdę łaską- bo jak nie było innego niż Krzyż sposobu, by nas zbawić, tak i dla nas nie ma innej drogi niż Krzyż- byśmy mogli w tym zbawieniu uczestniczyć.
Przed nami ostatnie dwa tygodnie kolędowania, wystrojonych choinek i barwnych światełek na ulicach. W tej całej radości- która również jest Boża i piękna- pamiętajmy też o tym drugim wymiarze Bożego Narodzenia. Niech nas zachwyci swoją głębią i… zwyczajnością, tym, jak bardzo jest nasza, po prostu ludzka… Ilu z nas czuje się odrzuconych, upokorzonych, przerażonych, ilu martwi się tym, co przyniesie dzień jutrzejszy lub ma przed sobą trudne wyzwanie… Niech Maleńka Miłość w tym naszym smutku i zranieniu nam towarzyszy i przemienia go w radość… Zmartwychwstania.