„Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!»” Mt 10,6-9
Pamiętam to niezwykłe uczucie, kiedy zawieraliśmy sakrament małżeństwa. Radość zmieszana z panicznym lękiem i poczuciem odpowiedzialności. Bóg dał nam ogromną łaskę- pozwala nam wręcz stwarzać nową rzeczywistość przez wypowiedzenie tych dwóch zdań: „Ja biorę ciebie za męża… za żonę…”
Od tej pory są oboje jednym ciałem. Na zawsze. To nie jest węzeł, jak się czasem to ładnie nazywa, a który można rozwiązać, a w najgorszym wypadku przeciąć, i iść w swoją stronę, z mniejszymi lub większymi ranami. To jest jedno ciało. Jedna rzeczywistość. Jedno stworzenie. Jedno, jedno, jedno. Tego nie da się już rozdzielić. Nawet jeśli mąż czy żona odejdzie, to zawsze już będą jednym ze swoim współmałżonkiem.
To jest wielka łaska, ale i wielka odpowiedzialność- by dokonać dobrego wyboru osoby, z którą się stworzy tak wielką wspólnotę, i by w tym przymierzu później wytrwać, nawet wtedy, gdy będzie ciężko, bardzo ciężko. By je budować na wzór Trójcy Świętej-która przecież też jest trzema Osobami, a jednak równocześnie jest jednością doskonałą. Ale tak często patrzymy na małżeństwo z poziomu tylko ludzkiego. Mamy sobie pomagać i się wspierać, a kiedy to staje się zbyt dużym ciężarem, to wycofujemy się z układu. Wręcz z taką świadomością małżeństwo zawieramy. A może to też jest część zamysłu Bożego, by w tą wspólnotę wpisać też pewne cierpienie. Jezus w Ogrójcu płakał i błagał Ojca o to, by odsunął od niego ten kielich, ale i On musiał koniec końców zmierzyć się z cierpieniem większym niż każde nasze.
Nigdy nie posunę się do oceniania kogoś, kto odszedł od współmałżonka. Nigdy nie powiem, że nas to nigdy nie spotka. Życie pisze różne scenariusze, które nam nawet by nie przyszły do głowy. Trzeba mieć jednak świadomość, czym jest małżeństwo. Trzeba pamiętać o tym, że nawet to, z czego po ludzku nie zostało nic, u Boga ciągle trwa. Trzeba to uświadamiać tym parom, które do małżeństwa się przygotowują, ale i tym, które trwają w małżeństwie, a nawet tym, które już się rozeszły… Myślę, że niektórymi mogłoby to nieźle wstrząsnąć. Powołując do życia dziecko widzimy jego ciało, i wiemy że ono istnieje naprawdę, już sam widok jego bijącego serduszka na obrazie usg jest zazwyczaj dla młodych rodziców ważnym doświadczeniem… Zawarcie małżeństwa jest jednak takim samym powołaniem do życia nowego istnienia, co poczęcie dziecka, a fizycznym wyrazem tego jest współżycie małżeńskie… ale w naszej kulturze przecież współżycie już dawno przestało być kojarzone wyłącznie z małżeństwem.
Ot, i taki wpis powstał, na podstawie wspomnień, przemyśleń i kilku ostatnich rozmów, a także dalszych planów twórczych;P
Bardzo potrzebny wpis. Warto podjąć próbę wieloaspektowego rozważenia tej ważnej sprawy.