Czystość

glen-mccallum-216318

Jakiś czas temu w Internetach pojawił się dość kontrowersyjny filmik trzech pięknych niewiast  o czystości. Reakcje na niego były bardzo skrajne- jednym się podobał, innym nie. Nie chciałabym tu robić dziewczynom ani reklamy (bo sama mam wątpliwości co do filmu), ani anty-reklamy (bo pewnie miały dobre chęci), dlatego nie będę wrzucać linków. Mnie samą za to ten filmik zmobilizował do przyjrzeniu się bliżej temu, jak ja widzę czystość.

Sam temat czystości budzi we mnie w pierwszej reakcji głęboką niechęć. Pierwszym skojarzeniem jest… wiadomo, czystość przedmałżeńska, a ta swego czasu zrobiła w mojej duszy niemałe zamieszanie, wyzwalając wszystkie ukryte w niej skłonności do zbytniej skrupulatności. Zamieszanie to rozrastało się  tym bujniej, że o czystości przedmałżeńskiej można znaleźć wiele zupełnie przeciwnych stanowisk- i czego tu się skrupulatnie trzymać? Trzymając się skrupulatnie raz tych norm, a raz tamtych, siłą rzeczy zrobi się bałagan nie do wytrzymania. Więc jeśli o to chodzi- to ten przedmałżeński czas w żaden sposób nie wydawał się dla mnie ani budujący, ani rozwijający, ani już na pewno komfortowy, za to skończył się potężnym kryzysem wiary, kiedy przy Bogu nic mnie już nie trzymało… oprócz decyzji podjętej lata temu- skoro kiedyś Bogu zaufałam, widocznie miałam ku temu powody- choć akurat w tamtym czasie ich nie dostrzegałam w ogóle.

Z perspektywy lat małżeńskich jednak wszystko wygląda inaczej. Czym jest dla mnie czystość (nie tylko w aspekcie fizycznym)? Jest narzędziem do budowania relacji- z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą- relacji pełnej szacunku i miłości. Jest narzędziem, a nie celem samym w sobie. Jest drogą- być może wcale nie jedyną, ale dość ściśle związaną z chrześcijańską (a na pewno katolicką) duchowością. Oznacza to, że być może bez czystości również można zbudować trwałe i dobre małżeństwo, natomiast jeśli decydujemy się być częścią Kościoła Katolickiego, powinniśmy ją przyjąć (bardzo bliskie mi jest stanowisko Christophera Westa, który w jednej ze swoich książek pisze, że gdyby nie potrafił uznać i nie był w stanie znaleźć sensownego uzasadnienia katolickiej nauki o seksualności, zostałby protestantem).

Po co więc czystość? Ma być pomocą w budowaniu miłości, a nawet posunęłabym się do dość mocnego stwierdzenia, że w małżeństwie czystość jest gwarantem wyłącznej, wiernej i jedynej więzi między małżonkami. Mówię jednak o czystości w kontekście szerszym niż tylko fizyczna i przedmałżeńska. Mówię o czystości ciała i duszy, trwającej zarówno przed małżeństwem, jak i w trakcie (oczywiście w innym już wymiarze, bo logiczne jest, że sama fizyczna czystość przedmałżeńska niczego nie gwarantuje). Jest to gwarant, natomiast jest to też pewien ideał, do którego mamy dążyć- nie wiem, czy osiągnięcie takiej idealnej czystości na tym świecie jest możliwe, najprawdopodobniej to tak jak z miłością- uczymy się całe życie, a i tak głupi umieramy. Ale czy właśnie nie jesteśmy powołani do urzeczywistniania tego, co wydaje się niemożliwe?

W tym sensie czystość jest też gwarantem szacunku i miłości do samego siebie-  czystość to spojrzenie na siebie w prawdzie, bez poczucia winy, a jednocześnie z miłością i uwielbieniem. Doskonałą miłość przez doskonałą czystość osiągnęły święte, które za swoją czystość były w stanie oddać swoje życie- św Karolina Kózkówna czy Maria Goretti.

Ciągle jednak podkreślam- to tylko (i aż) droga. Nie można zrobić z czystości celu samego w sobie. Można (a nawet powinno się) dzięki niej wzrastać w miłości, ale też można mimo pozostawania w czystości kogoś krzywdzić i nic nie budować (pytanie, czy wówczas można tu w ogóle mówić o czystości w szerszym znaczeniu niż ta fizyczna). To, że komuś się udało wytrwać w czystości przedmałżeńskiej, nie powinno być powodem do wywyższania się ani do czucia się lepsiejszym od innych, bo… przykro mi, ale najtrudniejsza droga- rozeznawania i życia w czystości  małżeńskiej, ciągle jest przed nami, a tutaj możemy wypaść naprawdę nawet bardziej blado niż ci, którym się z czystością przedmałżeńską nie udało.

Z perspektywy czasu widzę też, jak moje spojrzenie na czystość ewoluuje. Jak coraz bardziej dostrzegam złożoność problemu i patrzę właśnie pod kątem budowania miłości czy czegoś, do czego się dąży i co się rozeznaje z czasem. I choć lata temu zapierałabym się rękami i nogami przed stwierdzeniem, że ta czystość przedmałżeńska cokolwiek dobrego mi przyniosła (tak jak pisałam wyżej),  to teraz widzę coraz wyraźniej, jak ona właśnie oczyściła mnie i moje serce- właśnie z brudu skrupulatności, braku zaufania i uważania, jak to ja sobie ze wszystkim poradzę sama i w ogóle najlepiej wszystko wiem. Więc JEDNAK stało się to, co miało się stać, a że było trudne i bolesne? No cóż… Oczyszczanie musi boleć. A po to właśnie jest czystość. By nas oczyszczać.

Czy warto? Na pewno nie warto… rozpatrywać tego w tych kategoriach. My, chrześcijanie, naprawdę jesteśmy powołani do rzeczy niemożliwych.  Zostaliśmy wybrani przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem, bo z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. (Ef 1,4-6) Nie zadowalajmy się tym, co przychodzi łatwo i bez wysiłku, kiedy trzeba, idźmy po prąd, bo nie zostaliśmy wezwani do tego, by robić jak wszyscy i być jak wszyscy- tylko do tego, by być świętymi. I nie bójmy się trudów i wyzwań, nie bójmy się nawet duchowej pustyni- to wszystko jest po coś, ale po co- widzimy często dopiero po czasie.

Choć nie było łatwo, cieszę się, że Bóg właśnie tak mnie poprowadził. I cieszę się, że ślub był dla nas dniem, który zmienił i rozpoczął wszystko- to był naprawdę wspaniały dzień 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *