To kolejny z tych wpisów, które miały powstać już dawno temu, a z braku czasu musiały swoje odczekać. Jakiś czas temu ukazała się moja kolejna książka- „Anioł Stróż”. I zdaje się, że już w którymś wpisie wspominałam, że to dla mnie książka szczególna- a zaraz wyjawię, kilka powodów, dlaczego:)
Jest szczególna, bo jest dedykowana szczególnym osobom– tym, których obecność w moim życiu miała specjalne znaczenie. Które w pewnym momencie same były dla mnie Aniołami- były ze mną, w jakiś sposób mnie wspierały, pomagały mi odkryć i przyjąć trudności mojej drogi, ale i dzieliły ze mną jej radości. Tych osób było tak wiele, że nie sposób ich tutaj wszystkich wymienić- mąż, rodzice, przyjaciele, znajomi; ci, do których zawsze mogłam pisać w dzień i w nocy, dyskutować o tym, dlaczego nie lubię rb i spotykać się na kawę w Chatce Rybaka; ci, których słowa były błogosławieństwem, dodawały sił i uskrzydlały, ale też ci, którzy pomagali odkryć czasem bolesną prawdę o sobie; aż wreszcie ci, którzy nam pomagali wtedy, kiedy było nam najciężej- gdy na świat przyszedł „w czepku urodzony” kilogramowy, zupełnie bezbronny Adaś i świat nagle zaczął się kręcić w zupełnie innym kierunku niż dotychczas.
Jest szczególna, bo jej bohaterka jest moją imienniczką. I to nieprzypadkowo. Imię Emilia, wywodzące się z etruskiego oznacza osobę pilną, gorliwą i żarliwą. Tyle, że ta gorliwość oznacza też tendencje do wpadania w (nie zawsze dobre) skrajności. Oznacza angażowanie się we wszystko na sto procent, podczas gdy czasem wystarczy tylko trzydzieści albo pięćdziesiąt. I oznacza równie gorliwe branie każdej porażki do siebie. Długo nie lubiłam swojego imienia, głównie dlatego, że było mało popularne. Wolałam być Magdą albo Moniką, których było pełno, i się nie wyróżniać zbytnio z tłumu. Pokochałam je dopiero wtedy, gdy odkryłam, jak mocno jest ze mną związane i jak bardzo określa mnie- i że właśnie warto się wyróżniać, a nie iść ślepo za tłumem- bo Pan Bóg stworzył nas wyjątkowymi.
Ale to nie wszystko- przede wszystkim jest szczególna, bo opowiada bliską mi historię. Nie, nie jest to autobiografia, bo już z takim pytaniem się spotkałam 😉 Ale jest w pewnym sensie moją historią. Historią odkrywania właśnie swojej oryginalności i wyjątkowości, swojej wartości, swojej drogi życiowej, miejsca wśród rówieśników, swojego powołania. Jest historią o przejmowaniu odpowiedzialności za własne życie, bo „(..) w życiu nie ma przypadków, są tylko nasze wybory”. Jest też historią o tym, że pewnych etapów w życiu nie da się przeskoczyć. Że musimy być dziećmi, po to, by stać się nastolatkami, i musimy być zbuntowanymi nastolatkami, po to, by stać się odpowiedzialnymi, świadomymi siebie dorosłymi. Co z tego, że będąc w gimnazjum czułam się tak dorosła i odpowiedzialna, że mniemałam, iż właściwie to mogłabym już mieć piątkę dzieci, męża, i pracę, i jeszcze szkołę kończyć wieczorowo, skoro nie wiedziałam, kim właściwie w ogóle jestem? I jasne, tak się życie czasem układa, że więcej jest tego trudnego, chorób, odpowiedzialności, cierpienia, że świat nie jest taki beztroski i wymusza przedwczesną dojrzałość, ale jednak warto szukać złotego środka, żeby w tym wszystkim nie rezygnować z tego, co właściwie dla wieku, w jakim jesteśmy- bo to zawsze kiedyś trzeba będzie nadrobić, żeby wreszcie dojrzeć prawdziwie. Nie bez powodu dorosłe dzieci alkoholików czy z innych trudnych rodzin tak trudno odnajdują się w życiu- im to dzieciństwo po prostu skradziono.
Nie zadaję sobie pytań, co by było gdyby. Nie zastanawiam się, czy mogłabym coś zrobić inaczej. Nie rozczulam się nad tym co minęło. Wyciągam wnioski i patrzę w przyszłość, a przed sobą widzę pełno możliwości i dróg… A na samym końcu… Światłość i ramiona kochającego Ojca. Do nich idę. Bo przecież tę najważniejszą i najdłuższą drogę w naszym życiu, drogę do wieczności, także sami określamy.
Więc jeśli macie w swoim otoczeniu jakąś gorliwą, ale i zagubioną Emilkę, która gdzieś się w swoim dzieciństwie pogubiła, skupia się nie na tym, co niekoniecznie jest istotne, nie odnajduje się w swoim życiu, tylko biernie mu się przygląda, nie potrafi nawiązywać kontaktów z rówieśnikami, nie wie co to poczucie wartości, i wstydzi się siebie, a jednocześnie czuje się lepsza- to może warto jej uświadomić, że Bóg nam dał wspaniały dar- wolną wolę. I dał nam możliwość kreowania swojej drogi i działania- rzeczywistość, w której żyjemy, tworzy nikt inny, tylko my sami. I owszem, są rzeczy od nas niezależne, ale najczęściej to my sami skazujemy się na dodatkowe cierpienie.
A nawet jeśli gorliwej i zagubionej Emilki nie znacie, za to znacie jakąś Magdę czy Monikę- to i tak warto ciągle o tym przypominać- że zostaliśmy powołani do działania, a nie do bierności- także w obronie tych słabszych, którzy sobie gorzej radzą.
Ps: w ciągu tygodnia pojawią się wyniki Konkursu- cierpliwości 🙂